Marcin Wroński
Marcin Kupczyk: Dzisiaj w całej Polsce rolnicy wyjdą na drogi, tak będzie także i naszym regionie. Akcja ma mieć charakter apolityczny i nie ma jednego konkretnego organizatora. Do samego początku akcji nie było na sto procent wiadomo, gdzie i ile będzie tych protestów. Czy dziś, na trzy godziny przed akcją, wiemy coś więcej?
Marcin Wroński: Szacujemy, że tych protestów w skali Polski będzie ok. 150. Już w niedzielę mieliśmy zgłoszonych ponad 100 lokalizacji, a jeszcze w poniedziałek część rolników w trybie uproszczonym zgłaszała kolejne protesty. Protest jest apolityczny, biorą w nim udział różne związki rolników, takie jak Samoobrona, jak „Solidarność” Rolników Indywidualnych, przyłączyły się też różne związki plantatorów, np. Związek Plantatorów Buraka Cukrowego, protest poparła też Krajowa Izba Rolnicza.
Ta czara goryczy już się przelewała i przelewa się od dłuższego czasu. Utrudnienia, jakie są zafundowane głównie przez Brukselę, implementowane przez nasze władze, są coraz większe. Rolnikom coraz ciężej prowadzić działalność, dlatego to są największe protesty od czasów Samoobrony, lat 90.
Czy drogi zostaną zablokowane, czy rolnicy tylko się przy nich pokażą?
To są na razie protesty ostrzegawcze, chcemy pokazać swoją siłę, przypomnieć o sobie, żeby rząd zabiegał i walczył o nasze interesy, żeby traktowano nas poważnie. Takie protesty wcześniej były i w Niemczech, Holandii, innych krajach, także to dotyczy również innych krajów Unii Europejskiej.
Jak będzie w naszym regionie? Jakie miejsca znamy w tej chwili?
W naszym regionie to jest m.in. Gniewkówiec w gminie Złotniki Kujawskie w powiecie inowrocławskim, w powiecie żnińskim, lipnowskim, Ciechocinek, Wtelno, także mamy dosyć dużo lokalizacji, chociaż jak spojrzymy na mapę Polski, to większość tych protestów odbywa się w województwach wschodnich i zachodnich. Ale w naszym województwie też jest kilka lokalizacji protestów (…)
Protest potrwa od 12.00 do 14.00.
Zbigniew Sosnowski
Patryk Tomaszewski
Marcin Kupczyk: W najkrótszym możliwym czasie prokurator generalny wyda stanowisko w sprawie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, i skieruje wraz z aktami do prezydenta. Emocje w tej sprawie nie opadają.
Patryk Tomaszewski: Ogromne emocje wynikają z tego, że po raz pierwszy tak wysokiej rangi politycy - przede wszystkim pan Kamiński - zostali w spektakularny sposób zatrzymani, doprowadzeni do aresztu. Sprawa ma podwójny charakter - są to znani politycy i jednocześnie politycy dzisiejszej opozycji, która twierdzi, że są niewinni. Do tego jest jeszcze sprawa ułaskawienia przez pana prezydenta i dyskusja o tym, czy ułaskawienie, które było wydane przed wyrokiem skazującym działa, czy też nie. Mamy więc kilka aspektów, a sprawa jest trudna.
Poza tym - jak czytamy - pan Kamiński gorzej się czuje, jest chyba w szpitalu więziennym. Czekamy więc, aż w końcu będzie jakieś rozwiązanie.
Jakie powinno być Pana zdaniem?
- Uważam, że jeśli chodzi o samo zatrzymanie, można było tego dokonać w inny sposób. To są dwa lata więzienia, wiemy, że wielu przyszłych więźniów oczekuje na zamknięcie, a oni raczej chyba nie uciekliby z Polski. Natomiast trudno mi mówić, czy faktycznie prawo łaski było ogłoszone w dobrym momencie, prawnicy się o to spierają. Być może ze względów zdrowotnych pan Kamiński zostanie wypuszczony do domu. Trudno powiedzieć, jak ta sprawa się zakończy. Wydaje się, że obie strony są mocno sprzeczne wobec siebie i zdeterminowane, żeby dalej twierdzić z jednej strony, że prawo łaski nie zadziałało. Pan prezydent z kolei nie chce zmienić swojego zdania i uważa, że już ich ułaskawił.
W tej kadencji Sejmu ma działać przynajmniej kilka sejmowych komisji śledczych, które mają badać działania poprzedniego rządu. Wierzy Pan w ich sens?
- Wierzę w niewielką sprawczość komisji, jeżeli chodzi o ustalenie stanu faktycznego, ale uważam, że mają jeden wielki plus - pokazują opinii publicznej to, co dzieje się „pod stołem”. O tyle więc są ważne, żeby obywatele mogli patrzeć politykom na ręce i z tej perspektywy komisje mają rację bytu. Natomiast czy ustalą prawdę, wszystkie fakty i wszystkie okoliczności? Patrząc na dawne komisje, mam mieszane uczucia, a raczej myślę, że to się niestety nie uda.
Po co są więc powoływane?
- Generalnie komisje śledcze to spektakl, na który czekają wyborcy. Dzisiejsi rządzący wygrali wybory, a wyborcy oczekiwali od nich, żeby rozliczyć rządy PiS-u, więc jest to pewnego rodzaju spektakl rozliczenia tych rządów. Są komisje ważne i mniej ważne. Jak powstanie ich dużo, to w pewnym momencie opinia publiczna już nie będzie ich tak mocno śledziła, trochę się nimi znudzi. Natomiast jeżeli będzie kilka komisji kluczowych, to towarzyszyć im będzie też wyższe zainteresowanie. (…)
Zbigniew Girzyński
Michał Jędryka: Styczeń był 104 lata temu bardzo ważnym miesiącem dla naszego regionu, bo w tym czasie właśnie te ziemie wracały do Polski. Powstanie Wielkopolskie nie było w stanie przyłączyć na przykład Bydgoszczy do odradzającej się Rzeczpospolitej. Stało się to dopiero po Traktacie Wersalskim?
Zbigniew Girzyński: Nie doceniamy wagi aktu, jakim był Traktat Wersalski, który formalnie kończył pierwszą wojnę światową z Niemcami. Działania wojenne kończą się 11 listopada 1918 roku i wtedy strony, które wygrały wojnę - kilka tygodni później w Paryżu w styczniu 1919 roku – siadają do stołu negocjacyjnego, gdzie „układają pokój". Celowo używam takiego określenia, a nie „negocjują warunki pokoju z Niemcami".
Do zwycięskich państw została zaliczona także Polska - jako państwo, które odrodziło się na gruzach zaborczych mocarstw, ale kontynuowało swoją walkę o niepodległość także u boku państw zwycięskich, państw alianckich (...) - choć oczywiście nasz wpływ na to, jak będzie wyglądał przyszły pokój z Niemcami był bardzo bardzo ograniczony.
Tak czy inaczej - rozmowy pokojowe rozpoczynają się w styczniu 1919 roku i trwają do maja-czerwca, kiedy to już gotowy, przygotowany Traktat został przedłożony Niemcom do podpisania.
W międzyczasie bardzo wiele rzeczy się dzieje. Chociażby Bydgoszcz mogła mieć teoretycznie szansę przyłączenia do Polski już w wyniku Powstania Wielkopolskiego, ale tak się nie stało. Powstanie wybuchło w Boże Narodzenie 1918 roku i gdyby nie interwencja mocarstw obradujących na konferencji pokojowej w Paryżu, mogłoby zostać przez Niemców stłamszone. Pamiętajmy, że Niemcy - mimo rozbrajania już w tym czasie -dysponowały jeszcze sporą armią. Jednym z elementów rozmów pokojowych było przymuszenie Niemiec do tego, że gdy przedłużano rozejm zawarty 11 listopada 1918 roku, przedłużony 16 lutego 1919 roku, to marszałek Foch - bohater Francji, ale także wszech narodów - Polaków, Francuzów i Brytyjczyków, wymusił na Niemczech, by Polacy zostali uznani za sojuszników i by nie można było z nimi prowadzić walki. Te tereny, które opanowali, a więc znacząca część Wielkopolski już są wtedy pod polską kontrolą i administracją. O ich dalszym formalnym losie miał jeszcze zdecydować Traktat Wersalski, ale rozmowy w Paryżu miały wpływ na losy przynajmniej części naszego terytorium. Postawa marszałka Focha sprawiła, że zarówno w Toruniu, w Bydgoszczy, jak i w całej Polsce jest to postać honorowana. W Bydgoszczy mamy bardzo znaczącą ulicę, która jest poświęcona temu wybitnemu dowódcy z czasów I wojny światowej. W Toruniu jest on jednym z honorowych obywateli miasta. Warto o tym wspominać właśnie przy okazji wydarzeń roku 1920.
Postacią ważną dla naszego regionu był też generał Józef Haller, bo przecież to właśnie wydzielona grupa wojsk z frontu pomorskiego pod jego dowództwem zaczęła realizować postanowienia Traktatu Wersalskiego. Rozpoczęło się to 17 stycznia.
- Pierwszym miastem naszego regionu, które zostaje 17 stycznia przyłączone do Rzeczpospolitej jest Gniewkowo. Poprzez działania generała Hallera i żołnierzy, którzy byli przez niego dowodzeni, w następnych dniach - 18 stycznia - zostaje przyłączony do Rzeczpospolitej Toruń, w dniach od 17 do 19 stycznia – Brodnica, Nowe Miasto Lubawskie, potem Wąbrzeźno, 20 stycznia – Bydgoszcz, 23 stycznia - Grudziądz i Sępólno, a potem kolejne miejscowości naszego regionu i dalej aż do Wejherowa i Helu, do których żołnierze dochodzą w pierwszych dniach lutego.
Warto pamiętać, że generał Haller nie przybył od razu z żołnierzami na tereny chociażby Torunia. Osobą, która dowodziła wojskami wkraczającymi do Torunia 18 stycznia 1920 roku był Stanisław Wilhelm Skrzyński. Generał Haller przybył trzy dni później, hucznie witany przez mieszkańców. (...)
Jan Krzysztof Ardanowski
Michał Jędryka: W Sejmie coraz ostrzejszy kryzys, ale Lewicy nie udało się odwołać wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka. Jak Pan sądzi, czy ten kryzys będzie się pogłębiał?
Jan Krzysztof Ardanowski: W tym przypadku dla mnie sprawa jest jasna. Każdy klub parlamentarny, również Konfederacja, ma prawo mieć swojego przedstawiciela w prezydium Sejmu. Ubolewam i to jest łajdactwo ze strony rządzących, w tej chwili mających większość parlamencie, że nie akceptują przedstawiciela PiS-u, pani marszałek Witek. Całkowitym skandalem jest przekonanie, że jedna partia może decydować o tym, kogo deleguje inna partia. To jest coś absolutnie dziwnego. Dlatego ja, wbrew stanowisku klubu, całkowicie i świadomie głosowałem za tym, żeby nie odwoływać Bosaka. Zresztą przypadek posła Brauna, którego zachowania są skandaliczne, których ja nie akceptuję, nie może obciążać przewodniczącego klubu. Właściwie w każdym klubie są różnego rodzaju indywidua, których zachowań nie rozumiemy. Czy przewodniczący klubu za to odpowiada? Zresztą tutaj była zastawiona pewnego rodzaju pułapka na Prawo i Sprawiedliwość. Wcześniejsza decyzja klubu mówiła o tym, że mamy głosować za odwołaniem. Ja się z nią nie zgadzam. Zresztą nie byłem odosobniony w klubie. Wielu było takich. Natomiast to miało wyglądać w ten sposób, że Lewica chce odwołać. Trzecia droga i PSL są zatrzymać. Platforma się wstrzyma i Bosak zostanie odwołany głosami Prawa i Sprawiedliwości. Dodatkowo nakręci się podział i jakieś tam konflikty na prawicy. Nie wolno dawać wprowadzać się w takie pułapki. Natomiast uważam, że w systemie demokratycznym, parlamentarno-gabinetowym nie ma co kontestować wyników wyborów. Zmiana władzy następuje w demokracji. Natomiast na poziomie parlamentu wszystkie siły polityczne, te liczące, które są w stanie zgodnie z regulaminem utworzyć klub parlamentarny, powinny mieć swoich przedstawicieli. Takich, jakich wskażą. Tych, którzy są dla nich istotni i ważni, mających kompetencje i zaufanie klubu.
Sejm powołał również komisję do spraw Pegasusa, tak nazywa się hasłowo. Jak Pan sądzi, czy ta komisja rzeczywiście będzie w stanie obiektywnie ocenić, co tam się stało?
– Nie wiem, czy będzie w stanie, ale taką próbę trzeba podjąć. Już wiele miesięcy temu o tym mówiłem. Tym bardziej że były jakieś informacje, że bardzo możliwe jest, że mnie również podsłuchiwano, przy okazji rozmów innych podsłuchiwanych polityków. Nie wiem, nie jestem w stanie tego zweryfikować. Natomiast trzeba wyjaśnić sprawę, ale trzeba też rozdzielić dwie rzeczy. W każdym państwie służby specjalne mają prawo podejmować działania operacyjne. Jeżeli jest zagrożony byt państwa, racja stanu. Jeżeli są podejrzenia, że ci, którzy podejmują decyzje, w szczególności mogą z niewiedzy, albo z działań negatywnych szkodzić państwu, wtedy również można wprowadzać podsłuchy. Tak jest na całym świecie, tak robi CIA, Mosad i inne najbardziej znane służby. Zawsze dzieje się to poprzez decyzje sądu, który określa, czy stan zagrożenia i podejrzenia to uzasadnia. Ja chcę mieć absolutną pewność, czy tu nie doszło do nadużyć, czy wszyscy podsłuchiwani, w szczególności, jeżeli byli to politycy, czy to były decyzje sądu. Na razie mamy słowo przeciwko słowu. Ci, którzy obsługiwali Pegasusa, mówię o kierownictwie MSWiA i służb specjalnych, twierdzą, że wszystko było lege artis, ale mamy również zdania inne, że nie było zgód Sejmu. Oprócz tego sprawą, którą absolutnie musi się zająć i ta komisja, to fakt, z jakich środków został zakupiony ten system podsłuchu. Przecież to nie jest tanie. To wszystko musi być wyjaśnione. Również po to, żeby nie było pokusy u przyszłych różnych ekip rządzących, żeby przy pomocy służb specjalnych prowadzić walkę polityczną. Jednocześnie, czy zostały zachowane wszelkie niezbędne procedury przy zakupie i obsłudze tego systemu. Powtórzę jeszcze raz, służby specjalne są potrzebne, ale ich zadaniem na całym świecie jest obrona państwa, a nie udział w walce politycznej.
Panie ministrze, porozmawiajmy o Ukrainie. Jej sytuacja wojenna robi się coraz trudniejsza, tak samo jak pomiędzy Polską a Ukrainą i pomiędzy Unią Europejską a Ukrainą, jeśli chodzi o przepływ produktów rolnych. Pan sygnalizował również, że oprócz zboża i owoców miękkich, w tej chwili cukier zaczyna być problemem.
– Ukraińcy konsekwentnie domagają się pełnego otwarcia rynku unijnego na ich produkty, wytwarzane często niezgodnie z normami, które obowiązują w Unii Europejskiej, do których są zmuszani rolnicy w Europie. Dotyczy to między innymi różnych technologii i stosowania pestycydów. Twardo domagają się już nie pomocy w tym, żeby tę żywność dostarczyć. Całkowicie byłoby to zrozumiałe i chcielibyśmy w tym partycypować, pomagać Ukrainie, a żeby ta żywność dotarła do Afryki, na Bliski Wschód, czy do Azji. Tam, gdzie żywności brakuje, gdzie Ukraińcy wcześniej sprzedawali tę żywność. Tylko twardo domagają się wejścia do Unii Europejskiej. Niestety, mówię to z wielkim smutkiem, a rolnicy w Europie z przerażeniem, władze Unii Europejskiej, wraz z Komisją Europejską i ekipą rządzącą, godzą się na to. Mają być zniesione jakiekolwiek ograniczenia w dostępnie na rynek unijny, wprowadzone na wniosek Polski. Rok temu popełniono wielki błąd, godząc się przez długi czas na import ogromnych ilości, przede wszystkim zboża z Ukrainy. To tak zdestabilizowało rynek, że będziemy to odczuwać nie tylko jeszcze przez miesiąc, ale może jeszcze i w przyszłym roku. Ceny spadły, nie ma gdzie sprzedać. Jest katastrofa, jej przyczyną jest właśnie ten ogromny napływ żywności z Ukrainy. W kwietniu był wprowadzony jednostronny zakaz przez Polskę. Sygnalizowałem, że to wszystko było za późno, ale wprowadziliśmy. Później Prawo i Sprawiedliwość jednoznacznie podtrzymało ten zakaz we wrześniu, pomimo nacisków z Brukseli. Teraz Komisja Europejska absolutnie domaga się zniesienia jakichkolwiek ograniczeń, strasząc Polskę, że my mamy to zaakceptować. Jeżeli powtórzy się sytuacja, która prawie zniszczyła polskie rolnictwo i rozregulowała rynek, to będzie katastrofa zarówno dla rolnictwa w Polsce, jak i również w innych krajach Unii Europejskiej. Dostrzegają to i rozumieją to rolnicy. Przecież masywne protesty, pewnie rok 2024 będzie rokiem wielkich protestów w Europie, ze strony rolników. Protestują rolnicy w Niemczech, w Holandii, w Luksemburgu, w Belgii. Nas stygmatyzowano i mówiono, że nie mamy dostosowanego rolnictwa, że to nasze rolnictwo jest jakieś mało konkurencyjne w stosunku do Ukrainy, mamy się dostosowywać. Nie, w tej chwili już ci, którzy leżą nawet daleko od Ukrainy, przecież pierwsze uderzenie było w kraje granicząca z Ukrainą, ale nawet Hiszpania, Francja i Niemcy zaczynają mówić o tym, że ta żywność z Ukrainy niszczy ich rolnictwo. To dotyczy nie tylko zboża. Słusznie Pan wspomniał, w tej chwili to jest zboże, rzepak, mięso drobiowe w ogromnych ilościach. Przypomnę, że nasz sektor drobiarski bardzo się rozwinął. Jesteśmy największym w Europie producentem mięsa drobiowego. Teraz ogromny eksport cukru z Ukrainy do Unii. Nasze województwo jest jednym z głównych województw produkujących buraki. To jest znakomita roślina, nie tylko ze względu na dochody, ale również dla płodozmianu i dla gleby. Ten import z Ukrainy również zniszczy opłacalność produkcji buraków w Polsce. To odbędzie się jeszcze w tym roku. Dlatego nie możemy na to pozwolić. Minister rolnictwa, którego ja cenię, to nie jest głupi człowiek. Znam Czesława Siekierskiego od dawna. Uważam, że ma dużą wiedzę. Jednak nie wiadomo, czy będzie w stanie o czymkolwiek decydować. Zarówno ze względu na układ koalicyjny obecnego rządu, jak i na to, czy będzie miał wsparcie premiera w rozmowach z Brukselą. To jest test dla rządu, być może jeden z najpoważniejszych. Wszyscy interesują się przepychankami w radiu, telewizji. Na forum międzynarodowym w obronie polskich interesów to jest jeden z najważniejszych testów dla tego rządu, czy będzie w stanie skutecznie ochronić polski rynek rolny. Tusk chwalił się wielokrotnie, jakie ma „chody” i znajomości. Zna wszystkich, załatwi wszystko w Brukseli. Proszę bardzo panie premierze, to proszę ochronić polski rynek rolny, bo w przeciwnym wypadku nikt wam tego nie wybaczy. PiS może i nieudolnie, ale próbował bronić ten rynek, więc niech nowa władza również pokaże, że jest w stanie skutecznie bronić polski rynek rolny, bo to jest ważne nie tylko dla rolników. To jest polska racja stanu, to jest polskie bezpieczeństwo żywnościowe.
Piotr Całbecki
Agnieszka Kłopotek
Michał Jędryka: Rzeczywiście nauczyciele dostaną 30 proc. podwyżki?
Agnieszka Kłopotek: To była jedna z naszych obietnic wyborczych, które składaliśmy - że zarówno nauczyciele, jak i strefa budżetowa dostaną podwyżki. Stąd deficyt budżetowy, który w tej chwili się zwiększył, bo to są największe podwyżki, jakie do tej pory były. Nauczyciele dostaną 30 proc. podwyżki, nauczyciele początkujący mają przewidziane 33 proc. - tak, żeby kwota, którą dostaną na rękę wynosiła 1500 zł.
Ważne jest podkreślenie, że podwyżki dostaną również nauczyciele przedszkolni - to znaczy samorządy dostaną dotacje, aby pracownikom przedszkolnym je zapewnić. To są bowiem działania własne samorządów, więc żeby je wesprzeć, przewidziana jest również podwyżka dla pracowników przedszkolnych.
Dużo rzeczy jest w tej chwili poprawionych w budżecie. Rząd miał bardzo krótki czas – około czterech dni, żeby stworzyć dobry, przygotowany, przyjazny dla Polek i Polaków budżet. Komisja również intensywnie nad tym pracowała, pracujemy dalej i dziś - w ciągu tych trzech dni obrad Sejmu - mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i budżet zostanie do 29 stycznia położony na biurko panu prezydentowi, żeby nie było żadnych problemów z jego przyjęciem.
Od dawna jest tak, że subwencja oświatowa, którą dostają samorządy nie jest wystarczająca na utrzymanie szkół i muszą dokładać z własnych środków. W jakiej perspektywie można to zmienić, naprawić i czy w ogóle trzeba to naprawiać?
- Na pewno to jest bardzo duży problem. Wielokrotnie samorządowcy podczas rozmów zwracali uwagę, że subwencja oświatowa, którą otrzymują jest niewystarczająca, a koszty utrzymania zarówno nauczycieli, jak i substancji związanej z oświatą są coraz wyższe. W związku z tym to był też postulat, który zgłaszałam.
Kiedy został zaprzysiężony rząd, jednym z pierwszych pytań, jakie zadałam nowemu panu premierowi było właśnie to, czy zamierza zasypać lukę oświatową. To nie jest takie proste, bo nie można tak od razu dosypać pieniędzy samorządom. Natomiast myślę, że skoro w tym momencie zostanie przeznaczona dla nich kwota na podwyżki dla nauczycieli przedszkolnych, to w pewnym sensie pomoże trochę odciążyć samorządy. Również została odmrożona w tym roku kwota około 3,2 miliarda złotych na inwestycje, która była przez osiem ostatnich lat zamrażana. Mam nadzieję, że ona również pomoże samorządom podejmować decyzje dotyczące inwestycji, bo ich dochody własne spadały i bardzo często nie podejmowały nawet decyzji o tym, żeby brać udział w różnych konkursach czy projektach, bo nie miały na wkład własny.
Skoro podatek dochodowy od osób fizycznych jest obniżany, to i udział samorządów jest obniżony. Teraz jest obietnica pani poseł, że wzrośnie kwota wolna, więc jeszcze bardziej samorządy zostaną zubożone. Chyba, że zostanie wprowadzony jakiś inny mechanizm?
- Kwota wolna od podatku rzeczywiście była jednym z ważnych punktów programu wyborczego, natomiast nie wprowadzamy jej w tym momencie, bo to w konsekwencji spowoduje znowu obniżone wpływy do samorządów. Myślę, że po przyjęciu budżetu będą podejmowane kolejne inicjatywy przez ministra finansów. Będziemy monitować, rozmawiać, dyskutować, co zrobić, żeby z jednej strony tę kwotę podnieść, a z drugiej, żeby samorządy na tym nie ucierpiały. (...)
Jarosław Wojtas
I to jest problem, bo politycy zdają sobie z tego sprawę i wiedzą, że bardziej efektywne wyborczo dla nich jest właśnie antagonizowanie społeczeństwa niż merytoryczna dyskusja. W perspektywie są wybory samorządowe i wybory europarlamentarne. Liderzy dwóch największych partii wiedzą, że im większy antagonizm, tym lepsze wyniki ich partii. I z lewej i z prawej strony te większe podmioty chciałyby się pozbyć mniejszej konkurencji.
Jest tak, że przekroczenie pewnego poziomu konfliktów politycznych, antagonizmu również działa bardzo szkodliwie, chociażby na zaufanie wobec państwa, na sprawne funkcjonowania państwa, na zaufanie wobec klasy politycznej – bardzo niebezpieczne [jest] takie antagonizowanie społeczeństwa. No i też patrząc na to z zewnątrz – partnerzy międzynarodowi, przeciwnicy często wykorzystują tego typy antagonizmy, stawiając na jedną czy drugą stronę.
Paweł Szrot
Michał Jędryka: Był Pan uczestnikiem wczorajszej manifestacji pod Sejmem. Co tam się działo, jaka była atmosfera?
Paweł Szrot: Byłem uczestnikiem razem z setkami tysięcy innych polskich patriotów. Atmosfera była wspaniała. Zobaczyliśmy ilu nas jest, wyraziliśmy wspólnie głośno swoje zdanie o tym, co się dzieje w Polsce - o tych wszystkich złych rzeczach. Przede wszystkim o uwięzieniu bohaterów walki z korupcją Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, ale też o zamachu rządu na Konstytucję - w postaci ataku na media publiczne. To były dwie podstawowe rzeczy.
Osobiście nie widziałem tak licznej demonstracji od ponad 10 lat, więc mobilizacja była całkowita, a frekwencja wspaniała. Chciałem podziękować wszystkim uczestnikom z Bydgoszczy i okolic. Wiem, że licznie stawili się w Warszawie.
Pana zdaniem w jakim kierunku zmierzamy? Jak to wszystko może się zakończyć?
- Pan prezes Kaczyński zarysował przed nami horyzont - nasze cele. Mówił bardzo wyraźnie, że walka, która się zaczęła wczoraj wieczorem pod Sejmem i KPRM, zakończy się przy urnie wyborczej. To Polacy zdecydują, jaka ma być Polska. Uprzedzał też nas wszystkich, że trzeba się uzbroić w cierpliwość i przygotować na to, że walka nie rozstrzygnie się bardzo szybko, że może to trwać dłuższy czas i może być bardzo ciężkie i wyczerpujące.
Niektórzy z obserwatorów mówią, że może być taki scenariusz – prezydent uzna, że Sejm bez posłów Kamińskiego i Wąsika obraduje nieważnie, w związku z tym nie uchwali budżetu, a w efekcie prezydent rozwiąże Sejm. Dopuszcza Pan taki scenariusz?
- To są raczej nadzieje i projekcje marzeń naszych przeciwników, którzy chętnie widzieliby takie rozwiązanie i powtórzone wybory. Myślę, że z punktu widzenia interesu opozycji, czyli PiS wybory w tak krótkiej perspektywie czasowej od poprzednich byłyby pozbawione walorów zasadności. Nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek z uczestników życia politycznego po stronie opozycji, ani też pan prezydent do tego wariantu zmierzali. Jako prawnik uważam jednak, że decyzje podejmowane przez izbę niższą Parlamentu, do której nie dopuszczono dwóch legalnie wybranych posłów, są obarczone bardzo istotną wadą prawną. Jakie są konsekwencje tej wady – tego nie podejmuję się teraz wskazać od ręki. (…)
Włodzisław Giziński
Michał Jędryka: Znaleźliśmy się politycznie w punkcie bardzo trudnym: eskalacja napięcia między głównymi siłami politycznymi w Polsce dochodzi do zenitu. Jak Pan postrzega tę sprawę, jak Pan postrzega rozwój dalszych wydarzeń – co może się zdarzyć w Polsce?
Włodzisław Giziński: Źle postrzegam tę sprawę. Gdyby trzymać się tylko tych słów, które padają – na przykład „zamach stanu”, i to z ust prezydenta – to rzeczywiście sytuacja jest niezwykle groźna, i ona niestety eskaluje. Można obawiać się dalszego rozwoju, bo ja mam nieodparte wrażenie, wręcz przekonanie, że jest to cykl działań świadomie podejmowanych przez ustępującą władzę, tę, która przegrała wybory i przeszła do opozycji, żeby „rozchybotać łódź”, żeby doprowadzić do przedterminowych wyborów i siłą buntu, rzeczywiście takiego społecznego, powrócić do władzy. Jeśli moje przekonanie byłoby słuszne, to tego typu działania ja nazwałbym zamachem stanu. Obydwaj żyjemy dostatecznie długo Panie Redaktorze, żeby wiedzieć, że zamachy stany zdarzały się na całym świecie, ale do tej pory zawsze byłem przekonany, że zamach stanu to jest próba odebrania władzy rządowi, prezydentowi, ekipie rządzącej, natomiast zamachem stanu nazywać to, że legalnie powstały rząd, legalnie powstałe instytucje próbują porządkować to, co w naszym odczuciu zostało zmienione bardzo niekorzystne – nie wahałbym się użyć określenia „zostało zrujnowane” przez ostatnich osiem lat – żeby to nazywać zamachem stanu, to pomieszanie pojęć. Ale niewątpliwie sytuacja jest bardzo trudna.
Jest takie stare porzekadło, prawidło psychoterapeutyczne, które również w wymiarze społecznym funkcjonuje, że jest coś takiego, jak spór konstruktywny – spór mamy; żeby był konstruktywny, żeby doprowadził do czegoś dobrego, to muszą być trzy po kolei następujące po sobie etapy: uzgodnienie przedmiotu sporu – moim zdaniem nie uzgodniliśmy przedmiotu sporu – obie strony traktują co innego jako przedmiot sporu. Po uzgodnieniu przedmiotu sporu potrzebne jest wylanie emocji po obu stronach, obniżenie poziomu emocji, i dopiero w trzecim etapie szukanie płaszczyzny porozumienia. Jeśli emocje wyprzedzają uzgodnienie przedmiotu sporu, to idzie to w najgorszą możliwą stronę. Ale liczę na to, że nie tylko psychoterapeuci i psychiatrzy mają taką społeczną wiedzę.
Powiedział Pan coś bardzo ciekawego, bo być może jesteśmy na tym etapie, że wylewamy emocje, ale jeszcze nie uzgodniliśmy przedmiotu sporu – jak uzgodnić w takim razie? Powinniśmy chyba po obu stronach te emocje gdzieś odłożyć na bok.
Panie Redaktorze, nie powiem, że gorąco czy głęboko wierzyłem w pozytywną rolę prezydenta, który może wyciszyć emocje i pomóc uzgodnić przedmiot sporu, ale tak było do wczoraj. Teraz niestety składam w pewien ciąg zdarzeń, poczynając od łamania Konstytucji w czasie dwóch kadencji pana prezydenta, poprzez powołanie dwutygodniowego rządu premiera Morawieckiego, który nie miał szansy zaistnienia…
Szansy nie miał, ale prawo chyba miał.
Prawo miał, ale intencja – moim zdaniem to nie było po to, żeby było lepiej w Polsce. Na ten moment obawiam się, że intencją prezydenta było, żeby było gorzej, z punktu widzenia obecnie rządzących. No a zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego panów Kamińskiego i Wąsika, uważam, przekraczało głęboko granice dobrego i dopuszczalnego zachowania prezydenta. Moim zdaniem świadczyło o rzeczywiście potęgowaniu zwarcia (…).
O ważnych sprawach z ważnymi gośćmi...
„Rozmowa Dnia” – od poniedziałku do piątkupo wiadomościach o godzinie 8:30.
Prowadzą: Agnieszka Marszał i Maciej Wilkowski.
Na Wasze pytania i uwagi czekamy
pod adresem mailowym:
rozmowadnia@radiopik.pl